Już jutro wigilia, ale przygotowania do niej nie przeszkodziły mi w zafarbowaniu czesanek. Dosyć długo się przymierzałam, zastanawiałam i zbierałam na odwagę. A skoro odwaga się pojawiła, to nie można było takiej okazji zmarnować. Wyjęłam farby do jajek, które jakoś przetrwały od Wielkanocy. Najpierw pofarbowałam Devon - w garnku. Woda z octem, czesanka zanurzona i wlałam z jednej strony kolor żółty (dlaczego wyglądał jak pomarańczowy, skoro miał być żółty?), z drugiej czerwony. Budzik nastawiony na 30 minut. Gdy zadzwonił, wyłączyłam go. Ale z wrażenia i przejęcia nie wyłączyłam pieca i czesanka dalej się grzała. Zorientowałam się po kolejnej pół godzinie. Pozwoliłam jej wystygnąć, wypłukałam - chociaż nie było z czego, bo woda była czysta, wygniotłam i na suszarkę. Teraz wygląda tak:
W między czasie postanowiłam wypróbować swoich sił w farbowaniu w mikrofali. Ułożyłam na folii zmoczone w wodzie z octem Cordiale (także 100g). Polałam farbką czerwoną i fioletową. Włożyłam do mikrofali, na prawie najmocniejszej mocy. Po 5 minutach wyjęłam. Odwinęłam z folii i pozwoliłam ostygnąć. Potem wypłukałam i .... cały niebieski kolor się wypłukał. Ja wiem, że niebieskiego nie dawałam, ale widać był częścią fioletowego. Wyszła czesanka w kolorze brudnego różu. Też ładnie.
W garnku tymi samymi kolorami farbowałam moją alpakę - ten niebieski został. Alpaka jeszcze się suszy, zdjęcie zrobię później.
Czesanki się suszyły, ja przespałam. I rano okazało się, że odwaga do farbowania nadal mnie nie opuściła. I rano wrzuciłam do garnka całe 600g South American. Mam ochotę zrobić z niej sweter dla siebie. Daję sobie rok.
Jeszcze mokra, obcieka w zlewie.
Kolory wyszły ciemniejsze niż to widać na zdjęciu, ale i tak za jaśniejsze niż chciałam i się spodziewałam. Ale nie szkodzi.
Ale się rozpedziłaś :)Świetny pomysł z tą górą SA - fajnie mieć taki projekt w głowie i od razu dość materiału, w dodatku kolorystycznie spójnego - z dofarbowywania to cuda na kiju wychodzą. No i kolory na SA wyszły SUPER, z tych trzech eksperymentów podobają mi się najbardziej, choć wszystkie są naprawdę fajne :) Zaskoczona jestem, że takie czyste kolory Ci wyszły w garze... zielenie wyraźnie od niebieskości oddzielone. Może ja gar mam za mały, że mi się tak miesza wszystko? pozdrawiam świątecznie :)
OdpowiedzUsuńDzięki,
OdpowiedzUsuńJa wlałam z jednej strony gara jeden kolor, a z drugiej drugi. No i nie dopuszczam do wrzenia. Może to jest przyczyną, że kolory się nie mieszają. Chociaż w tej czerwono-pomarańczowej się pomieszały. Ale tam miałam w garnku 10dag, a potem w tym samym garnku ubiłam 60dag SA, z niewielką ilością wody. Trochę się bałam, że kolor nie "wlezie" do środka, ale okazało się, że strachy na Lachy, wszystko wyszło dobrze. Ciekawa jestem jak będzie wyglądać na nitce.
hmm... w takim razie muszę jeszcze poeksperymentować z garami, może jakąś brytfannę kupię...? a może rzeczywiście wystarczy z wodą nie przesadzać. A Twoja nitka będzie świetna - szybko pokazuj, co się przędzie :) Ja też mam trochę włóczkowych update'ów do zaprezentowania, ale to dopiero jak do domu wrócimy...
OdpowiedzUsuńWysuszyłam, zdjęłam i zwinęłam w dwa warkocze i... okazało się, że mam dwa różne kolory.... Jeden warkocz (chyba ten spod spodu) jest intensywny, drugi delikatny. No nic - przecież właśnie ta niewiadoma tak mnie nakręca ;)
Usuńłał ale fajowsko powychodziło to farbowanie :)))
OdpowiedzUsuńJa w tych tematach przędzenia czesania farbowania nie kumata hihi :)))