A tutaj już z chustą do kompletu. Tu kolory są takie jak mają być.
Wzór był trochę większy niż ja zrobiłam. Ale musiałam wywalić kilkanaście rzędów, bo czapka beznadziejnie sterczała nad głową. A teraz jest akurat.
W swoim życiu mam różne fazy rękodzielnicze. Moje fazy nie są trwałe i przeplatają się ze sobą - a to mam ochotę na robienie kartek, a to okres, gdy nie wychodzę z kuchni, a to zamiast iść do sklepu i sobie kupić szalik robię go na drutach. Czasami myślę, że powinnam mieszkać na Zielonym wzgórzu i mieć na imię Ania...
O matko, cudne! Cudne obydwie!
OdpowiedzUsuńAldonka, jesteś poniekąd matką tego cuda ;)
UsuńAle że niby jak? Toż jam nic nie zrobiła. A tu cuda takie! Ta czapka to jakiś odjazd! Nie poważyłabym się na to własnymi rękami!
UsuńA któż dał mi tego szetlanda? No ja się pytam, kto?
UsuńJaka cudna czapeczka. Pięknie Ci wyszła.
OdpowiedzUsuńDzięki.
UsuńPewnie, że będzie ciepła :)) Pięknie się prezentuje - jak przyjemnie oglądać znany wzór w nowych odsłonach.
OdpowiedzUsuńPięknie zrobiona czapka, elegancki komplet!
OdpowiedzUsuńDroga Halinko! Niesamowite rzeczy wychodzą spod Twoich zdolnych paluszków! Do tego z własnej przędzy i na drutach, o których nie mam bladego pojęcia. Serdecznie pozdrowienia z Bydgoszczy!:)
OdpowiedzUsuń