Etykiety

przędzenie (28) druty (25) kartka (18) czesanki (17) chusta (12) krzyżyk (11) South American (8) alpaka (7) farbowanie (6) Finnish (5) merynos (5) BFL (4) Devon (4) Szetland (4) album (4) czapka (4) skarpetki (4) szydełko (4) Corrediale (3) jedwab (3) Coburger (2) Spotkanie (2) bawełna (2) bluzka (2) materiały (2) moher (2) rękawiczki (2) Jackob (1) baby moher (1) ciasto (1) kuchnia (1) notes (1) pies (1) polska (1) pudełko (1) sernik (1) sweter (1) szalik (1) szycie (1) wielbłąd (1)

poniedziałek, 4 lutego 2013

Prządki się spotkały

Udało się, naprawdę się udało. Mimo, że Warszawa i okolice wielkie i ludne wydawało mi się, że wszystkie znane mi (wirtualnie) prządki są "skądś", najprawdopodobniej mieszkają za granicą itd. A tu okazuje się, że jednak mam sąsiadkę. Uznałam, że 25 km jak na prządkowe warunki, to żadna odległość i w piątek pojechałam do Finextry.

Oj spotkanie ze wszech miar udane. Macania kłaków było co niemiara. Jakieś pół roku temu rozróżniałam wełnę od nie-wełny. Oraz nitkę grubą od nitki cienkiej. Tydzień temu zrozumiałam już, że nawet jeśli taki Devon przędzie Ci się cudnie to nie znaczy, że już ze wszystkim sobie poradzisz. Właśnie zamęczam Cordiale i okazuje się, że to zupełnie inna bajka niż Devon. 

A w piątek u Finextry miałam możliwość pomacać i poprzytulać do policzka pełno innych czesanek. To niesamowite jak one się między sobą różnią. Oczywiście zadałam jej tysiące pytań, jako dużo bardziej doświadczonej koleżance. Dostałam też garść wiedzy o kołowrotku. W końcu wiem co to jest to przełożenie i do czego służy hamulec oraz dlaczego tam są albo dwa sznurki, czy sznurek w 8, albo dodatkowy sznureczek na hamulec. Pewnie niektóre pytania zabrzmiały zupełnie głupio - ale co tam. W końcu usiadłam do kołowrotka i pod okiem mojej instruktorki zaczęłam prząść. LUDZIE - ja MUSZĘ mieć kołowrotek, MUSZĘ. Toż to jest cudowne, miód - malina, palce nie bolą, niteczki mogą być cieniutkie. Co prawda zasuwałam pedałami jak głupia, i przekręcałam nitkę, ale i tak jestem zachwycona. I z takim postanowieniem rozstałyśmy się.

Ja jeszcze na koniec zostałam obdarowana torbą kłaków i teraz to ja jestem bogata prządka:


Ta druga czesanka od lewej nazywa się: Coburger Fuchsschaf. Owieczki można zobaczyć tutaj. Małe są brązowiutkie, starsze robią się jasne.

Oj będę miała co robić!
A jeśli dodam jeszcze to:


To mam kłaczków na długie tygodnie :)

17 komentarzy:

  1. Gratuluję super spotkanka!
    Strasznie żałuję że sama tak daleko od kogokolwiek mieszkam :)
    No i teraz będziesz miała co robić z tymi wszystkimi skarbami :)
    A Aldonie cześć, bo zawsze chojnie dzieli się i wiedzą i swoimi kolekcjami :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może kiedyś skrzykniemy się wszystkie, gdzieś pod pałacem kultury?

      Usuń
  2. :) Takie spotkania są bardzo wartościowe no i Aldona to super kobietka, znam ją co prawda tylko wirtualnie, ale ro bije na kilometry :)
    A piesek przesłodki, border coli?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spotkanie rzeczywiście było super. Sama sobie zazdroszczę ;)

      Piesio - to rzeczywiście Border Collie. Cudne to są psiaki.

      Usuń
    2. podobno, to najbardziej inteligentne rasa na świecie.... choć patrząc czasami na wyczyny mojego Bruna mogę domniemywać, że setery robią im niezłą konkurencję, no ale nie znam osobiście żadnego bordera na tyle, żeby podważać tę tezę

      Usuń
    3. Bordery przede wszystkim "myślą, że są ludźmi" i robią wszystko, aby zadowolić swojego pana. Na spacerach inne psy w ogóle nie znajdują się w ich kręgu zainteresowania. Pańcia, pańcia i tylko pańcia, a jak jeszcze ma piłkę, albo kijek to już jest w centrum absolutnym. Miałam różne psiaki, ale jeszcze z żadnym nie dogadywałam się z taką łatwością jak z tym. Może to wynika trochę z tego, że starsza jestem. Ale jakbyś chciała mieć Bordera, to szczerze polecam - pod warunkiem, że masz dużo czasu i siły by z psiakiem pobiegać. Bo one kochają biegać, ale z.... Tobą. No i nie są to psy obronne. Złodziejowi prędzej zrobią herbatę niż go ugryzą :)

      Usuń
  3. Normalnie pęknę z zazdrości, że się widziałaś z Aldoną... :) pierwszy raz tu jestem, ale będę zaglądać :)) czekam z niecierpliwością, co ukręcisz z tych czesanek, zwłaszcza o tej Jackob muszę poczytać. Trzymaj się ciepło i szybko dorwij jakiś kołowrotek :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj kołowrotek mi się marzy, marzy - a marzenia jak wiadomo się spełniają.

      Ten Jackob (mam nadzieję, że tak to się pisze), jest dosyć szorstki. Sama jestem ciekawa jak to się będzie kręcić. Moje porównanie między Devonem a Cordiale jest takie, że Devon jest mniej przyjemny w dotyku, ale kręciło się go łatwiej.

      Usuń
  4. Ale fajnie, że się spotkałyście! Ja też chcę się pospotykać, a ja tu sama jak ten palic na obczyźnie , auuu... Kiedyś wezmę ze sobą parę butelek tego likierku, co mi moebiusy odkręca ;) jako wkupne i będę jeździć po prządkach i wymieniać dary ;)
    Wieeedziaaaałam, że kołowrotek Cię wkręci razem z nitką ;)
    Próbki super, a co to jest to drugie "Cobur...cośtam"? Do Jackoba mam wielką słabość...nastroszony, gryzący piernik z niego, ale jak się przędzie... sama radość :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jestem pewna czy to Cobur-coś-tam dobrze napisałam. Ale jest to tak gryzące, że Jackob to milusia wełenka :) Aldona mówiła mi, że jest to jakaś prymitywna rasa owiec, bez ulepszania. Już zaczynam żałować, że krosna nie mam, bo mi jakoś tak ta wełenka na bieżnik na stół by pasowała.

      Co do kołowrotka, to mąż już jest przekręcony, a to najważniejsze i on uważa, że na dzień dzisiejszy najważniejszym zakupem do naszego domu jest właśnie kołowrotek. No po prostu życie rodzinne bez takowego kołowrotka nie może się kręcić.

      Do mnie możesz wpaść bez wkupnego likieru ;)

      Usuń
    2. Widzę, że mężowi odpowiednią edukację domową zapodałaś ;)) Dobrze jest, czekam na wpis kołowrotkowy i czuje w kościach, że długo to nie potrwa :) Dalej nie wiem co to ten Cobur cośtam, ale zaraz sobie w moim kompendium poszperam :)
      Z likierkiem to trzeba będzie na skręt uważać ;), a tak w ogóle to w Wa-wie bywam (raz na kilka lat...), więc może się uda na kawkę choćby... :)

      Usuń
    3. Jacob przez samo c, pewnie źle napisałam (to przez germańskie nawyki, przepraszam), a te Coburger Fuchsschafy (czsem tylko lisami się je nazywa, ja wolę po chamsku po polsku: lisowce coburskie) to jest bajka, ich wełnę się nazywa "złotym runem", bo jak maluchy się rodzą, to są czekoladowe, a potem jak mają pół roku jasnieją i tylko im takie rózowawo-bezowe włoski zostają, przez co nie są całkiem białe, tylko złotawe. Cud natury, zaiste. Czy można nie kochać owieczek?

      Usuń
    4. No właśnie - "Jacob"... ja też piszę w zależności od kaprysu ;)
      Gdzie Ty, Finextro, takie smaczne wełniane kąski wynajdujesz?
      A przy okazji, z ciekawych zajawek Interweave widziałam jeszcze to: http://www.youtube.com/watch?v=zG8-zx3gt4M - autentycznie kluchę w gardle miałam :)

      Usuń
  5. No więc chciałam sprostować, prawda jest taka, że Halinka usiadła do mojej Fantazji i od razu zaczęła kręcić, sama, bez żadnej instruktorki (ale za pozwoleniem, rzecz jasna, bo to osoba kulturalna). Ona jest stworzona do kołowrotka. Zatem męża popieram w ustalaniu hierarchii bieżących wydatków, ma mężczyzna rację. W końcu w domu lepiej mieć szczęśliwą kobietę, nawet jeśli czasem troche się zakołowrotkuje i zupy zapomni zrobić!
    No i spotykajmy się! Ja jestem przeszczęśliwa, że Halinka blisko przędzie. Wszyscy są tak daleko. Jak kiedyś zobaczyłam, że Dorotka (dodgers) gdzieś napisała Czerniakowska, to od razu chciałam na Czerniaków jechać, tylko to nie była ta Czerniakowska i okazało się, że trochę daleko. No, droga Maduixo, na kawkę choćby...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne Aldonko ;), tak bez Ciebie tam sobie siedziałam i od razu wiedziałam co i jak ;) To co wiedziałam to to gdzie położyć nogi :) Ale cieszę się, że okazało się to dużo prostsze niż początkowo myślałam. Myślę, że ta łatwość (chociaż bez perfekcji, bo niteczkę przekręcałam na sznureczek), to po prostu miłość od pierwszego wejrzenia do kołowrotka.

      Gdyby nie Twoje wskazówki to nie miałabym pojęcia co te te przełożenia i inne takie tam jakieś sprężynki i sznureczki. Ale mam nadzieję, że będę godną Twoją uczennicą. Bo już jestem od dawna, jako czytelniczka bloga - a teraz osobiście poznałam mistrza.

      A tak przy okazji, ciekawe ile czasu minie zanim ja pozwolę komukolwiek tak po prostu usiąść do mojego kołowrotka, jak już sobie go kupię, oczywiści. Pewnie będę go głaskać i śmiać się do niego i zabronię rodzinie zbliżać się na odległość mniejszą niż 2 metry. A zupy to już dzisiaj czasami w domu brakuje, wystarczy że wezmę do ręki wrzeciono. Na szczęście rodzina w miarę wyrozumiała i sama sobie zupę zrobi :)

      Pozdrawiam Cię serdecznie
      a spotkanie trzeba powtórzyć

      Usuń
    2. A ja myślałam, Finextro, że Ty też Sonatkę masz.
      Ważne jest, żeby móc gesty podpatrzeć i zrozumieć z grubsza mechanikę... Ja byłam na kursie u Kromskich i wprawdzie przez te 2 popołudnia udało mi się jeno mały ohidny moteczek wyprodukować, ale bakcyla złapałam takiego, że nie mogłam spać po nocach, no i przynajmniej wiedziałam już, że dam radę, że to żadna tajemna wiedza :)
      A poza tym... kurczę, wiecie, jak fajnie było sobie tak w kilka babek w kółeczku (prawie) prząść?
      A z tą szczęśliwą kobietą w chacie to święta prawda, ale i pułapka, no bo ja teraz byłabym jeszcze szcześliwsza, gdybym miała krosna i więcej czesanki, i włóczki, i carder, i drugi kołowrotek... ;)
      Z całą pewnością się odezwę, jak będę w okolicy :)

      Usuń